Głos z Ukrainy, ale tej prorosyjskiej, nie mniej jest to uszczegolnienie strategicznego myslenia w zakresie SOW. Autor Rostislaw Iszczenko - ekspert w sprawie relacji Ukraina-Rosja.

Zełenski spotkał się we Lwowie z prezydentami Polski (Duda) i Litwy (Nauseda). Przed tym spotkaniem odbyło się posiedzenie z ukraińskimi politykami i wojskiem w sprawie sytuacji na granicy z Białorusią.

Po spotkaniu Duda powiedział, że Polska jest gotowa przekazać Ukrainie jedną kompanię (dziesięć sztuk) czołgów Leopard A1M4. 
Ponieważ Berlin i Warszawa wcześniej deklarowały, że nie zamierzają samodzielnie dostarczać czołgów, można z dużą dozą pewności założyć, że w niedalekiej przyszłości kwestia dostarczenie Ukrainie dziesiątek, a nawet setek jednostek zachodnich czołgów podstawowych zostanie odblokowane. W każdym razie zarówno Londyn, jak i Kijów bez cienia wątpliwości rozmawiają o dostawie partii brytyjskich Challengerów.

Zwracam uwagę, że stało się to zaraz po zdobyciu Soledaru przez wojska rosyjskie, w wyniku czego sytuacja garnizonu Bachmutu stała się beznadziejna i  sytuacja wokół Siewierska stała się krytyczna dla Ukrainy. Biorąc pod uwagę, że czynne są działania ofensywne Sił Zbrojnych FR w Marince, Awdijiwce i na północy, w rejonie Krzemieńnej,  wznowiły także próby natarcia w rejonie Ugledaru, można więc stwierdzić, że przez cały czas SOW, front ukraiński w Donbasie na całej długości, nigdy nie był tak bliski katastrofalnego załamania, jak w ostatnich dniach.

Jeśli dojdzie do załamania frontu, Ukrainie będzie niezwykle trudno go ustabilizować. W pobliżu Soledaru spłonęły prawie wszystkie rezerwy, w ostatnich tygodniach Kijów był nawet zmuszony do niemal całkowitego odsłonięcia kierunku Czernihowa, aby przedłużyć agonię Soledaru. Grupa Chersoniu dała Soledarowi i Bachmutowi więcej, niż mogła półtora miesiąca temu. Rezerwy były przerzucane nawet z okolic Zaporoża, gdzie Ukraina przygotowywała się do ofensywy mającej na celu dotarcie do Melitopola i rozcięcie rosyjskiego mostu lądowego na Krym, ale nigdy jej nie rozpoczęła. Ze względu na brak sił i środków Kijów nie był w stanie zrealizować ambitnego planu przecięcia wysepki pod Kremną, a następnie przebicia przez Łysyczańsk w kierunku Ługańska. 

Przypomnę, że jakieś cztery tygodnie temu kijowscy politycy poważnie dyskutowali o możliwości dotarcia do linii kontaktowej z wiosny 23 lutego 2022 r. Teraz nie mówimy już o własnej ofensywie Sił Zbrojnych Ukrainy.
Problemem dla Kijowa jest powstrzymanie ofensywy armii rosyjskiej, ustabilizowanie frontu, zakończenie kolejnego etapu działań mobilizacyjnych, wyszkolenie zmobilizowanych oraz pozyskanie z Zachodu nowych partii ciężkiego uzbrojenia i amunicji.
Tylko wtedy, gdy wszystkie te środki zostaną wdrożone, stratedzy z Kijowa będą mogli myśleć o nowych ofensywach. Chociaż sądząc po załamaniu się jakości ukraińskich wojsk, lepiej dla nich pomyśleć o prostej i bezpretensjonalnej twardej obronie, bo manewrowanie wymaga nie tylko generałów, którzy potrafią zaplanować ten właśnie manewr, ale także oficerów, podoficerów i żołnierzy zdolnych do wykonania zaplanowanego. Aby to zrobić, muszą zrozumieć swoją część zadania i działać sensownie, a nie tylko głupio zginąć w okopach. Tak więc, jak dotąd, ostatnie partie zmobilizowanych Ukraińców, zwerbowanych spośród tych, którzy nigdy wcześniej nie służyli, mogą tylko ginąć masowo, spowalniając natarcie wojsk rosyjskich górami trupów, ale nie wykonywać skomplikowanych manewrów wymagających dużego wyszkolenia.

W związku z tym, w obliczu zbliżającej się katastrofy frontu ukraińskiego, Zachód musiał zdecydować, co dalej. Albo ograniczyć pomoc dla Ukrainy i już jej nie dręczyć, żeby w końcu umarła, albo pilnie podkręcić broń, próbując ustabilizować front na jakiejś tylnej linii.

Dmitrij Miedwiediew dość optymistycznie skomentował spotkanie Zełenskiego z Dudą i Nausedą, mówiąc, że we Lwowie podjęli decyzję o oddaniu zachodnich regionów Ukrainy tym, których uważają się za swoich prawdziwych panów. Sądząc  po późniejszych zmianach najwyższego dowództwa wojskowego, generalnie władze rosyjskie oceniają lwowskie zgromadzenia dalekie od optymistycznych. A powodem tego nie jest tylko obietnica Dudy, że da Zełenskiemu 10 lampartów.

Prezydent RP Andrzej Duda wyjaśnił, dlaczego na Ukrainę trafi tylko jedna kompania czołgów. 
Oczywiście, jak wspomniano powyżej, nie jest to tylko kilkanaście czołgów, które nie rozwiązują niczego w skali SOW,   jest to formalne odblokowanie zachodnich dostaw ciężkich pojazdów opancerzonych dla ukraińskiej władzy. Jeśli Zachód ma dość czasu, to latem liczba Leopardów, Challengerów i innych rzeczy dostarczonych na Ukrainę (co znajdą) może wzrosnąć do setek, a to już jest poważne.

Ale nie ma czasu. Jak wspomniano powyżej, dla Ukrainy utrzymanie frontu jest ogromnym problemem: nowy zmobilizowany kontyngent ginie setkami i tysiącami, ale powstrzymanie rosyjskiej ofensywy nie jest jeszcze możliwe. Front jest naprawdę bliski załamania. Tymczasem jeśli armia zaczęła się wycofywać w obliczu silnego wroga, trudno ją powstrzymać. Jeśli ta armia, między innymi, również składa się z w większości niewyszkolonych rekrutów, to maksimum, jakiego można od niej wymagać, to opóźnianie nacierających jednostek na oddzielnych liniach o dzień lub dwa, a potem kosztem nieproporcjonalnie dużych ofiar.

Dlatego Ukraina pilnie potrzebuje wsparcia nie tylko zachodnimi pieniędzmi i bronią, ale także zachodnimi wojskami. Kijów oczywiście chciałby, żeby Polska razem z nią walczyła z Rosją, ale przynajmniej potrzebuje polskiej armii,  do przekierowania maksimum rosyjskich rezerw, stwarzając ewentualne zagrożenie z kierunku białoruskiego i wymuszając przerzut dodatkowych znaczne siły Sił Zbrojnych Rosji do osłony białoruskiej granicy.

Wtedy Kijów może się spodziewać, że wcześniej czy później będzie mógł rzucić trupami w nacierające teraz wojska rosyjskie, wyczerpać je, zestrzelić ich impuls ofensywny i w pewnym momencie ustabilizować front, aby uzyskać chwilę wytchnienia, która pozwoli im uporządkować pokonane  jednostki, uzupełnić je i czekać na pomoc Zachodu w sprzęcie wojskowym i najemnikach. Niewykluczone też, że Zełenskiemu udało się przekonać Dudę do wysłania (początkowo niewielkiego) polskiego kontyngentu na zachodnią Ukrainę w celu rozpoczęcia wypuszczania na front ukraińskich jednostek strzegących białoruskiej granicy.

W tym przypadku nie dziwi fakt, że Nauseda był obecny na spotkaniu. Znamy stanowisko USA, że Polska wejdzie na Ukrainę jak Polska, a nie jak NATO, USA nie zamierzają ryzykować wojny nuklearnej na tym etapie konfliktu. Aby w takiej sytuacji mieć szansę na mniej lub bardziej skuteczną konfrontację z Rosją, Polska musi stworzyć najtrudniejszą sytuację Siłom Zbrojnym FR. Najprostszym sposobem rozwiązania tego problemu jest stworzenie sytuacji kryzysowej dla garnizonu obwodu kaliningradzkiego. Aby osiągnąć ten cel, potrzebne jest wsparcie Litwy. Bez zamknięcia przez Wilno tranzytu kaliningradzkiego całkowita blokada obwodu jest niemożliwa. Polakom potrzebna jest blokada, a nie wojna.

W blokadzie obszar może trwać miesiące, ale nie lata. Jednocześnie, jeśli nie ma wojny, to wydaje się, że nie ma powodu do nacierania na terytorium Polski. Przecież to już będzie „atak na kraj NATO”. Tym samym groźba blokady Kaliningradu może osłonić ugrupowanie wkraczające na zachodnią Ukrainę przed uderzeniami Sił Powietrzno-Kosmicznych, a sami Polacy nie pójdą na front – dadzą Ukraińcom szansę na śmierć „za zachodnie wartości”.
Oczywiste jest, że Rosja nie po to prowadziła przez ten rok szereg ciężkich działań wojennych, aby teraz sojusz polsko-litewski mógł przekreślić wszystkie osiągnięcia i pozwolić Ukrainie, czekając na pomoc Zachodu, pić od nas krew przez kolejne pół roku lub rok. Odpowiedź na zbliżającą się polską prowokację musi być asymetryczna, błyskawiczna i zabójcza.

Myślę, że dlatego nagle nastąpiły dramatyczne zmiany w rosyjskim kierownictwie wojskowym. Powołanie Szefa Sztabu Generalnego na stanowisko dowódcze w SWO może być uzasadnione tylko wtedy, gdy w ten sposób jego faktyczna nominacja na głównodowodzącego całego Frontu Zachodniego Rosji (od Finlandii po Morze Czarne) jest formalnie zamaskowane, ale w rzeczywistości podkreślone.

Polacy, a tym bardziej Amerykanie, nie są dziećmi. Wiedzą równie dobrze jak my, że próby łączenia wysokich stanowisk sztabowych z wysokimi stanowiskami dowódczymi nigdy nie prowadziły do ​​niczego dobrego. Oba wymagają pełnego poświęcenia (praca w trybie 24/7), a zadania do rozwiązania są zbyt różne, by te stanowiska miały jakikolwiek powód do łączenia.

Z drugiej strony Walerij Gierasimow jest genialnym oficerem, mającym ogromne doświadczenie zarówno dowódcze, jak i sztabowe. Dziewięć orderów, w tym siedem czysto wojskowych, a pięć wojskowych, Bohater Rosji, medal „Za Zasługi Wojskowe”, dowództwo 58 Armii w II wojnie czeczeńskiej i wreszcie do czasu operacji krymskiej (bez jednym strzałem kończącym władze ukraińskie na Krymie poprzez zablokowanie przeważających sił ukraińskiej armii, marynarki wojennej i służb specjalnych, zarówno dostępnych na Krymie, jak i przerzucanych tam dodatkowo przez jednostki Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej) Gierasimow był przez dwa lat jako szef Sztabu Generalnego. Oznacza to, że to on był zaangażowany w planowanie tej operacji i przeniesienie wojsk do jej realizacji.

Oczywiste jest, że dla przywództwa SWO w obecnym formacie utworzenie pięści dowodzenia w osobie Gierasimowa, Surowikina, naczelnego dowódcy Sił Lądowych Saliukowa jest przesadą. Ale komunikat o powołaniu w postaci zwykłego tekstu odnosi się do rozszerzenia skali rozwiązywanych zadań, czyli spodziewana jest gwałtowna zmiana skali SWO.

Ponownie myślę, że to nie przypadek, że równocześnie z mianowaniem Gierasimowa i Saliukowa do SWO,  zastępca Gierasimowa w Sztabie Generalnym,  Aleksiej Kim został jego zastępcą w SWO, a generał Lapin został mianowany szefem sztabu Wojsk Lądowych. Najprawdopodobniej oficerowie ci zapewnią łączność swoich przełożonych z odpowiednimi sztabami, podejmując się rozwiązywania zadań pobocznych.

Otóż ​​wtedy kiedy (i czy) Federacja Rosyjska będzie miała kierunek zachodni, w ramach frontów ukraińskiego, białoruskiego i bałtyckiego, to de jure mianuje Gierasimowa głównodowodzącym tego kierunku, a jego trzech zastępców – dowódcami frontów. Tymczasem my się nie spieszymy, nikomu nie grozimy, nie tworzymy frontów przed czasem, ale pokazaliśmy Polakom obiecującą strukturę dowodzenia. Niech myślą.

Co więcej, dla generała Gierasimowa jest to łabędzi śpiew. W 2025 roku skończy 70 lat i osiągnie granicę wieku dla generałów armii, generałów pułkowników i marszałków do odbywania służby wojskowej. Więc w swojej błyskotliwej karierze powinien być zainteresowany pamiętnym zakończeniem (być może nawet w Warszawie).

https://ukraina.ru/20230112/1042564569.html